I że Cię nie opuszczę…

Mój związek od początku był dla ludzi kontrowersyjny – on młody student, ja o ugruntowanej pozycji zawodowej kobieta po przejściach i matka nastolatka 😉 Pamiętam, że decyzja o małżeństwie zapadła właśnie w listopadzie dwa lata temu, choć nieraz Szymon pytał mnie, czy byśmy może nie chcieli już i teraz… Byliśmy ze sobą jakiś czas, mieliśmy ten swój intymny świat, do którego nie wpuszczaliśmy nikogo z zewnątrz. Poza najbliższymi nie mieliśmy potrzeby, aby o sobie krzyczeć innym ludziom. (A może „ja się ludzkich języków bałam” jak Marta Orzeszkowej?). Tak to już jest, że życie weryfikuje nasze poglądy… Któregoś razu byłam u moich rodziców, u których mieszka jeszcze (młodszy ode mnie o sześć lat) brat Rysiek. Spotyka się ze swoją Marylką długie dziesięć lat i właśnie tego wieczoru oznajmił nam, że za rok się pobierają… Bo już są razem sporo czasu… Bo „Kredyt dla młodych” chcą wziąć… Bo dorośli do tego, by zamieszkać wspólnie i założyć rodzinę… Zmrużyłam oczy i jednym tchem wymamrotałam: „No cóż Rysiu, ja będę pierwsza”. Właściwie chyba nikt poza mną nie wziął tych słów poważnie. Wracałam do domu okrężną drogą. Robiłam sobie rachunek sumienia. Zestawiałam dobre i złe strony zalegalizowanego związku. Nie zrozum mnie źle, ja już wtedy wiedziałam, czułam podskórnie, że Szymek jest mój na całe życie, ale czy ja potrzebuję być żoną? Zawsze byłam panią sytuacji, pewnie miałam już staropanieńskie naleciałości, a tu… czy będę zdolna do kompromisu? Już Tobie mówiłam, że marzyłam o białej sukience (takiej „wie Elsa” z „Krainy lodu”). Ale przecież dziecięce marzenia nijak się mają z rzeczywistością. A jak porzuci, podepcze? Przechodziłam traumę po związku z ojcem mojego Jaśka. Byłam bardzo zraniona i na to zupełnie nieprzygotowana (zresztą czy można na takie sytuacje się w ogóle przygotować?). Jednak mój Szymek nie należy do takiej kategorii mężczyzn. Z ojcem mojego syna różni go niemal wszystko. Niby młodszy a dojrzalszy, mądrzejszy (taki życiowo mądry), bardziej kolorowy jeśli chodzi o zainteresowania i pasje. Z nim chciałam spędzić resztę życia. No a co ludzie o tym powiedzą? Bo młodszy o sześć lat… Wyobraziłam sobie nas w dalekiej przyszłości, popijających ciepłą herbatę i przytulających się przed telewizorem. Tak niewiele trzeba mi do szczęścia… No i gdzie są wówczas ci wszyscy ludzie? No na pewno nie podają nam tej herbaty, ani nie poklepią po ramieniu ze zrozumieniem, jak coś w życiu nie wyjdzie… Już wiedziałam… Ja tak naprawdę nie potrzebowałam żadnej więcej rady. Tak sobie szłam, a właściwie unosiłam się nad chodnikiem z głową pełną myśli w kolorze różowego pudru. Szymek czekał na mnie z kolacją. Jedliśmy już, gdy zaczęłam: „Szymuś, a może byśmy jednak?”. „Może warto się pobrać?”. Szymek od razu rzucił: „no przecież prosiłem Ciebie tyle razy!” i „już dawno tak uważam”. Myślę, że mój ukochany nie był do końca świadomy, wypowiadanych słów w tym momencie 🙂 Nie pozwoliłam mu dokończyć. Niby mimochodem, ale błyskawicznie odpowiedziałam: „No to jak chcesz, to w porządku. Jestem gotowa”. Zamarł z widelcem przy ustach: „naprawdę?”. „naprawdę” – odparłam, trzepocząc rzęsami. Nie powiem, co się później wydarzyło. Emocji było co niemiara i z pewnością mieliśmy powód do świętowania i otwarcia wina… 😉 Parę tygodni później odbyły się już tradycyjne zaręczyny. Może nie było w nich tej nutki tajemniczości, bo byłam na nie gotowa, ale przyszły mąż zaskoczył mnie bardzo. Nie wymieniłabym ich na żadne inne. Czas do ślubu minął błyskawicznie (kiedyś Ci o nim napiszę). I wiesz… chciałam Tobie powiedzieć, że jestem szczęściarą (jeszcze boję się mówić o tym głośno, by nie zapeszyć, ale uczę się). I jeśli w życiu dzieją się rzeczy, które kończą jakiś etap, to po to, aby zacząć następny…. Czasami na to słońce po deszczu trzeba trochę poczekać, ale warto! Warto otworzyć się na nowe… emocje, życie, znajomości itp. A w kwestii miłości słuchać własnego serca i własnej intuicji.

Ja życzę Tobie wszystkiego co najlepsze – po prostu Kobieta!

PS Zapytałam przed ślubem mojego Jaśka, czy mam sobie wziąć za męża Szymka. Odparł z rozbierającą szczerością: „Mamuś, a kto z Tobą inny wytrzyma?”. Zatem widzicie, że jesteśmy dla siebie po prostu stworzeni 😉

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *