Cmentarz na Pęksowym Brzyzku
Cmentarz na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem jest miejscem wiecznego spoczynku wielu znakomitości. Na pięćset mogił, aż dwieście pięćdziesiąt to groby zasłużonych dla miasta, czyli wszystkich tych, którzy przyczynili się do stworzenia jego historii, legendy, kultury… To naprawdę urokliwa, sentymentalna i skromna nekropolia, będąca istotnym punktem na mapie turystycznej Podhala. Nagrobki, zresztą niektóre powstałe w pracowni cenionego polskiego rzeźbiarza Władysława Hasiora, stanowią prawdziwe artystyczne cuda. Wzrok zatrzymują niezwykłe drewniane, metalowe, a nawet szklane instalacje.
Tablica pamiątkowa przy wejściu na Cmentarz na Pęksowym Brzyzku
Przed wejściem na cmentarz stoi mały zabytkowy, notabene najstarszy drewniany kościółek w mieście. Świątynia pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej datowana jest na XIX w., warto do niej wejść i obejrzeć ludowe obrazy, czy pokłonić się Czarnej Madonnie. Oczywiście ikona na ołtarzu jest udaną repliką, tej – dobrze nam znanej, z Jasnej Góry.
Najstarszy drewniany Kościół w Zakopanem pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej
Z prawej strony kościółka krótka ścieżka poprowadzi nas prosto na Cmentarz na Pęksowym Brzyzku. Znajdziemy tutaj groby chociażby Sabały, Kornela Makuszyńskiego, Kazimierza Przerwy – Tetmajera, Stanisława Marusarza, czy wspomnianego już Władysława Hasiora. Są to postaci ze świata kultury i sportu nieodłącznie związane z historią gór. Jeden grobowiec robi szczególne wrażenie, jest prosty, minimalistyczny i … symboliczny, bo jego właściciela wcale w nim nie ma! Mowa o grobie Stanisława Ignacego Witkiewicza vel Witkacego.
Groby na Pęksowym Brzyzku. W dali mogiła Stanisława Witkiewicza – ojca Witkacego, twórcy stylu zakopiańskiego. Po prawej stronie fragment nagrobku Kazimierza Przerwy – Tetmajera, młodopolskiego poety.
„Brak swobody to jest dla mnie = bzik i śmierć”. Stanisław Ignacy Witkiewicz – bardzo krótko o życiu i twórczości artysty.
Trudno powiedzieć, czy Witkacy żył pięknie, ale na pewno nieszablonowo, artystycznie i niezwykle. Kto jeszcze nie zna twórczości autora „Szewców”, musi koniecznie nadrobić zaległości. O jego życiu można by opowiadać długo, a i tak bez pewności o autentyczności przedstawianych wydarzeń, bowiem – właśnie Witkiewicza – można posądzać o wszystko: świadomą manipulację, autorską kreację i tworzenie własnej legendy. Dla mnie to artysta genialny, niepoddający się żadnym utartym szablonom i szeregującym schematom. Witkacy to taki cudnie bezczelny prowokator, na którego patrzy się z zachwytem, bo miał czelność żyć na swoich warunkach. I choć pewne jego wybory mogą wywoływać poruszenie i niezgodę, to jedno jest pewne – stanowi on kwintesencję: wielkiej pewności siebie, umiłowania nade wszystko wolności i swobody i niepodporządkowania się nikomu i niczemu. Nie chcę spłycać w tym miejscu drogi artystycznej Witkacego, ponieważ bez dwóch zdań była ona pełna zawirowań i życiowych zakrętów, ale z pewnością, poprzez tak liczne doświadczenia, ukształtowała twórcę kompletnego.
Pamiętam, jak na studiach jeszcze, przesiadywałam wiele godzin w Zamku Książąt Pomorskich w Słupsku, gdzie mieści się największa kolekcja dzieł Witkacego. Wpatrywałam się w te demoniczne postacie na portretach, będące dziełem artystycznego eksperymentu. Nie jest zresztą nowością, że Witkiewicz malował pod wpływem różnych substancji psychoaktywnych (do których zaliczał także kawę, herbatę i tytoń), co skrzętnie notował na płótnie. Podobno nie był od nich uzależniony (oprócz tytoniu), a wszystkie eksperymenty z używkami odbywały się w obecności zaprzyjaźnionych lekarzy. Warto dodać, że artysta napisał wiele artykułów o ich szkodliwości. Nic zatem dziwnego, że twórczość Witkacego w jednych kręgach był poważana i podziwiana, w innych – odbierano ją w kontekście skandalu, prowokacji i lekceważenia. To tylko wzmacniało negatywne nastroje artysty i niechęć do ludzi. Jedno jest pewne, jeśli odwiedzicie Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku i choćby świeciło słońce, było bezwietrznie i majowo na dworze i w duszy, to po spotkaniu z „niewylizanymi” wizerunkami „Firmy Portretowej S.I. Witkiewicza”, popadniecie w skrajne, metafizyczne emocje.
Portret Juliana Tuwima. 1929. Stanisław Ignacy Witkiewicz.
„Jeśli się żyć pięknie nie może, należy przynajmniej pięknie skończyć”. Stanisław Ignacy Witkiewicz – krótko o śmierci artysty.
Podczas II wojny światowej Stanisław Ignacy Witkiewicz starał się o przyjęcie do polskiego wojska. Z racji stanu zdrowia (znaczna otyłość, chora wątroba i nerki) i wieku (miał wówczas 54 lata) nie został zaklasyfikowany. Bardzo ten fakt przeżył. 5 września, wraz ze swoją kochanką Czesławą Oknińską, wyjeżdża ze stolicy i kieruje się na wschód do majątku Ziemlińskich (przyjaciół i fanów Witkacego) w Jeziorach na Polesiu. Gdy 18 września dochodzą artystę informację o wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski, decyduje się na ostateczny krok – samobójstwo. Podcina sobie tętnicę na szyi i zażywa śmiertelną dawkę weronalu. Tak samo czyni jego towarzyszka – Czesława Oknińska, jednak zostaje ona odratowana. Witkacy zostaje pochowany dzień później na miejscowym cmentarzu.
O czym szumią drzewa nad grobem Witkacego na Pęksowym Brzyzku?
W 1988 roku władze zleciły przenieść „szczątki artysty do ziemi ojczystej”. Niestety w Wielkich Jeziorach grób wybrano pospiesznie, niechlujnie i… przypadkowo. Ekshumacji dokonano z wielką pompą. Czas naglił, a kości Witkacego miały znaleźć się jak najszybciej w Zakopanem. Z wielkim rozmachem odbył się uroczysty góralski pogrzeb artysty, transmitowany nawet w telewizji polskiej. Już przed uroczystością pogrzebową było wiadomo, że pochówek Witkacego to blamaż. Podobno otwarto nawet trumnę i mimo znacznego rozkładu ciała, na pierwszy rzut oka dwie rzeczy nie zgadzały się zupełnie: długość szkieletu – sam mistrz miał prawie 2 m wzrostu, a w trumnie leżał ktoś znacznie niższy oraz pełne uzębienie, kiedy Witkacy o zęby nie dbał zupełnie (za dentystę płacił swoimi obrazami!). Już dzień po pogrzebie cała Polska wiedziała o tej kompromitacji. Dopiero w 1994 roku dokonano kolejnej ekshumacji grobu Witkacego. W wyniku badań okazało się, że w grobowcu leżą zwłoki – wcale nie Witkacego, a młodej ukraińskiej kobiety w wieku 25-30 lat o około 164 cm wzrostu! A co z prawdziwym miejscem jego pochówku? No cóż, kopano w miejscu wskazanym przez świadków… I co? Nic! Żadnego trupa nie było. Czyżby ekscentryczny artysta zakpił nawet ze swojej śmierci?
Mistyfikacja
Kontrowersje na temat pogrzebu długo nie cichły. Pikanterii sprawie dodawały dziwne zdarzenia następujące już po nim. Mowa tu chociażby o ciągle zmienianych szczegółach śmierci Witkacego, ubarwianych przez jego ostatnią miłość. Podobno Czesława Oknińska nie była nawet świadoma dramatycznych wydarzeń z 1939 roku, które stały się jej udziałem. Przywieziono ją razem ze zwłokami artysty wozem. Oknińska miała przespać dwa dni w narkotycznym transie. Gdy się ocknęła, było już po pogrzebie Witkacego.
No dobrze… Ale po co odbierała sztuczną szczękę w 1946 roku, robioną na zamówienie artysty jeszcze przed wojną? Po co jej sztuczna szczęka zmarłego kochanka?
A te obrazy sprzedawane w Desie dawno po śmierci Witkacego, kiedy wszystkie miały zostać zniszczone podczas bombardowania Warszawy? Przedstawiały one Oknińską z okresu jej młodości, a sprzedawane były przez niemalże sześćdziesięcioletnią kobietę. Może Witkacy jednak żył i malował je na nowo?
A kartki pocztowe? Wszystkie podpisywane nazwiskiem mistrza i wysyłane dawno po jego śmierci. Wyobrażacie sobie dostać taką wiadomość zza grobu? Ciarki przechodzą… No musiała zaleźć Witkiewiczowi za skórę niejaka Zuzanna Zarotyńska, która w 1957 roku (20 lat po śmierci artysty) otrzymała kartkę pisaną jego ręką o następującej treści: „Ratuj, błagam cię, jestem u kresu”. Kobieta była kochanką Witkacego z Zakopanego i narzeczoną miejscowego fryzjera. Podobno, gdy ten ostatni dowiedział się o tym związku, wpadł w furię i krzyczał, że artyście brzytwą obetnie męskość. Być może wysłana kartka w latach pięćdziesiątych była głosem rozpaczy mężczyzny zdominowanego i więzionego przez despotyczną kochankę?
Według relacji znajomych Witkacy często rozdawał przyjaciołom kartki pocztowe z poleceniem wysłania je w określonym roku. Niektóre z nich mają się jeszcze ukazać w dwa tysiące którymś…
W każdym razie plotki na temat Witkacego nie milkły, a tajemnica jego śmierci nie została rozwiązana. Wielu do dziś uważa, że Witkacy wcale nie popełnił samobójstwa, a żył sobie spokojnie u boku Oknińskiej w Łodzi. Brzmi niesamowicie? Proponuję obejrzeć film „Mistyfikacja” w reżyserii Jacka Koprowicza – robi wrażenie.
Zdjęcie Stanisława Ignacego Witkiewicza jako Napoleona. Około 1938 r.
Witkacy – życie na scenariusz filmowy
Ubolewam, że film z 2010 roku pt.: „Mistyfikacja” w reż. Jacka Koprowicza przeszedł bez echa. Jest niesamowity. Jego fabuła stanowi alternatywę życia i śmierci Witkacego. Tezy reżyserskie Koprowicza okazują się w nim bardzo śmiałe, choć dyskusyjne. Budują opowieść wokół życia artysty już po jego sfingowanej śmierci. Brawurowo odegrane role przez Jerzego Stuhra (Witkacy), Macieja Stuhra (ubek śledzący artystę), Ewę Błaszczyk (Czesława Oknińska), czy Karolinę Gruszkę (jako Zuza Zarotyńska) sprawiają, że można w tę niesamowitą wersję wydarzeń uwierzyć.
Co prawda pojawiały się krytyczne komentarze o zbyt kabotyńskim i groteskowym wizerunku Witkacego w filmie, ale czyż sam artysta nie był właśnie taki? Wymykał się wszelkim regułom, a próby jego szufladkowania kończyły się zawsze fiaskiem. Myślę zresztą, że ze sztuką się nie dyskutuje, ja się przyjmuje z całością inwentarza. Ona jest ratunkiem. Jak sam Witkiewicz napisał „sztuka jest ucieczką, najszlachetniejszym narkotykiem, mogącym przenieść nas w inne światy bez złych skutków dla zdrowia, inteligencji”. Dla mnie Witkacy był sztuką… Pozdrawiam – mistycznie uniesiona po prostu Kobieta 🙂
Bibliografia:
- Koprowicz Jacek (reż.). Mistyfikacja [film]. 2010.
- Puzyna Konstatnty. Witkacy. 1999.
- Witkiewicz Stanisław Ignacy. Listy do żony (1923-1927). 2005.
Lubię góry i lubię dziwaków takich jak Witkacy. Historię jego śmierci znałem ze szkoły, jednak bez wielu szczegółów. Świetny tekst. Pozdrawiam
Dziękuję Shuu25 i zapraszam częściej. Ja też lubię dziwaków 😉 Pozdrawiam