O mnie

Mam na imię Kasia. Trzydziestkę skończyłam już dawno… Urodziny obchodziłam hucznie i radośnie, choć nie powiem – przyszła tez chwila zadumy i… (nie będę ściemniać) babskiego ryku, tony chusteczek, dwóch opakowań czekoladek (Merci) i dwóch butelek różowego wina (Carlo Rosi). Zaraz czterdziestka – psychicznie czuję się świetnie (tak mi się często wydaje), fizycznie – jestem na notorycznej diecie i nie chce mi się już ćwiczyć z Chodakowską. Pracuję zawodowo i praca ta daje mi satysfakcję. Lubię, to co robię, toteż uważam się za szczęściarę. Po pracy zajmuję się domem, gotuję, sprzątam, piorę – choć myślę sobie czasami, że jestem do wyższych celów stworzona 🙂 Mam syna -nastolatka, wiecznie niezadowolonego. Denerwująco przewraca oczami i głośno wzdycha, gdy ma zrobić cokolwiek. Wiadomo – dojrzewa – daj Panie Boże, aby to nie trwało długo! Wiecznie mu powtarzam: „weź prysznic”, „zrób lekcje”, „umyj zęby” (w ogóle zęby myje w kurtce i butach, gdy już ma wychodzić do szkoły, bo zapomniał…). Jeszcze trochę wytrzymam… Od niedawna mam też męża – pracownika IT. Na studiach, z dziewczynami,  zawsze sobie myślałyśmy, że będziemy mieć mężów matematyków – z takimi dużymi główkami, pełnymi tych wszystkich mądrości. Chodzili tacy pulchniutcy, przedwcześnie łysiejący od tej nauki, w okularach z grubymi szkłami. Taki sobie wieszczyłyśmy los. Pierwszy mój książę, okazał się zwykłym draniem, który zamiast zarabiać na obczyźnie na rodzinę – przywiózł sobie stamtąd nową kobietę i nowe dziecko. I jak zawsze w takich sytuacjach bywa – dowiedziałam się o tym ostatnia. Na drugiego księcia czekałam długo… bardzo długo. Zdążyłam chyba przejść wszystkie etapy samotnej matki z dzieckiem – od „mężczyźni są jak szarańcza – zapładniać i umierać” do „przytul, pomiziaj i całuj”. I jest taki właśnie obok mnie – tuli, mizia i całuje 🙂 No i jest informatykiem – ślepy jak kret, łysiejący, z dużym brzuszkiem. Jest bardzo przystojny i bardzo go kocham. Myślę sobie, że mam fajne życie. Pewnie, że zdarzają się gorsze dni… Wydaje mi się jednak, że w tej ciągłej bieganinie, zapominamy, by być dla siebie dobre, by siebie doceniać, by siebie rozpieszczać.

Jaka więc jestem? Delikatna, silna, młoda, piękna, subtelna, wrażliwa, czuła, dobra, wybaczająca, cierpliwa, kochająca, wyrozumiała… (słyszałam od pewnej pani psycholog, że jak tak będzie się ciągle powtarzało rano przed lustrem, to się w to w końcu uwierzy). Ot co! Po prostu Kobieta!

 

img_3189