Starucha była opryskliwa i obrzydliwa. Ubrana w łachmany stała na progu walącej się chaty. Pamiętam jej ręce koloru rdzy, poprzecinane żyłami, nienaturalnie wykręcone w tył. Gdy dotknęła nimi twarzy, by odrzucić siwe włosy tłuszczem posklejane w stronki, żółciły się z daleka jej za długie paznokcie. Przymrużyłam oczy, by dostrzec je lepiej, dokładniej, bo wydawało mi się, że była na nich pleśń. Poczułam nawet ten słodkawy i mdły zapach – woń rozkładu, rozpadającej się materii i śmierci… Czytaj dalej „Kurze jajo”